Zwiększenie oprocentowania depozytów to teraz kluczowy cel gospodarczy – zadeklarował w połowie maja na Facebooku premier Mateusz Morawiecki. Kilka dni wcześniej na kongresie Impact'22 w Poznaniu oceniał, że sektor bankowy jest beneficjentem wysokiej inflacji, a raczej tego, jak walczy z nią NBP. Podwyżki stóp procentowych – a nawet same oczekiwania na takie zmiany – przekładają się bowiem na stawki WIBOR, z którymi powiązane jest oprocentowanie kredytów. Oprocentowanie depozytów reaguje na podwyżki stóp znacznie wolniej i słabiej, wskutek czego rośnie marża odsetkowa banków. Premier nie poprzestał na krytyce tego „niezdrowego systemu gospodarczego", ale też przedstawił rządowy plan naprawczy. Jego filarem będzie wprowadzenie do oferty Ministerstwa Finansów już w czerwcu nowych, jednorocznych obligacji detalicznych z oprocentowaniem na poziomie stopy referencyjnej NBP (obecnie to 5,25 proc.) oraz zmiana parametrów obligacji dwuletnich. Papiery te mają też być szerzej niż dotąd dostępne. Wszystko po to, żeby skłonić banki do bardziej agresywnej konkurencji o depozyty, co wymuszałoby podniesienie ich oprocentowania. To zaś miałoby zwiększyć skłonność Polaków do oszczędzania i w ten sposób stłumić presję na wzrost cen. Pomysłowi rządu trudno nie kibicować. Dotychczas ekonomiści wytykali mu, że ekspansywną polityką fiskalną sabotuje walkę NBP z nadmierną inflacją. Gdyby emisja obligacji antyinflacyjnych zadziałała zgodnie z intencjami, rząd mógłby zacząć NBP pomagać, zamiast przeszkadzać. A wtedy docelowy poziom stóp procentowych byłby (ceteris paribus) niżej.
O to, czy emisja obligacji skarbowych faktycznie skłoni banki do poprawy warunków depozytów i przyczyni się w ten sposób do ograniczenia inflacji, zapytaliśmy grono wybitnych ekonomistów, uczestników panelu eksperckiego „Parkietu" i „Rz". Większość z nich daje w tej sprawie rządowi kredyt zaufania. Silnego przeświadczenia, że będzie to skuteczna broń przeciwko nadmiernej inflacji, w tym gronie jednak nie widać.
Kredyt zaufania
Z tezą, że „wzrost oprocentowania depozytów w bankach do poziomu zbliżonego do stopy referencyjnej NBP przyczyniłby się istotnie do ograniczenia inflacji", zgodziło się blisko 66 proc. spośród 35 ekonomistów, którzy wzięli udział w tej sondzie. W tym jednak tylko 11,4 proc. zgodziło się z tym stwierdzeniem zdecydowanie. Jednocześnie blisko 23 proc. ankietowanych nie sądzi, że taki wzrost oprocentowania depozytów miałby istotny wpływ na inflację. Oczywiście, w praktyce wiele zależałoby to od tego, na jakim poziomie byłaby stopa referencyjna NBP. Uczestników naszej sondy poprosiliśmy, aby założyli, że w obecnym cyklu zacieśniania polityki pieniężnej dojdzie ona do około 7–8 proc., tak jak oczekują obecnie uczestnicy rynku finansowego. Ankietowani ekonomiści oceniali więc, czy do ograniczenia inflacji może przyczynić się oprocentowanie depozytów wyższe niż dziś, ale wciąż ujemne w ujęciu realnym. To założenie miało wpływ na odpowiedzi.
„Wzrost oprocentowania depozytów w bankach, poprzez wpływ na krańcową skłonność do oszczędzania, prowadzi do obniżenia popytu konsumpcyjnego i tym samym niższej presji inflacyjnej. Nie uważam jednak, aby w obecnych uwarunkowaniach ten kanał oddziaływania polityki pieniężnej był na tyle silny, aby doprowadził do »istotnego« ograniczenia inflacji".
dr hab. Michał Rubaszek, profesor SGH
– Wyższe stopy depozytowe, przy danej ścieżce oczekiwanej inflacji, przekładają się na wyższe stopy realne, co ogranicza popyt, a przez to także inflację (w stosunku do sytuacji, gdzie stopy depozytowe pozostają niskie). Uważam, że jest to istotny kanał transmisji polityki pieniężnej. Oczywiście, żeby inflacja wróciła do celu NBP, potrzebny jest odpowiednio wysoki wzrost stopy referencyjnej i innych stóp procentowych – tłumaczy dr Łukasz Rachel, wykładowca na Uniwersytecie Princeton. Innego zdania jest dr hab. Andrzej Rzońca, profesor w SGH i były członek Rady Polityki Pieniężnej. – To nie oprocentowanie depozytów w bankach niższe od stopy referencyjnej NBP odpowiada za wysoką inflację w Polsce. W tej części, w której ma ona źródła monetarne, wynika ze zbyt późnych podwyżek stóp procentowych (cykl podwyżek powinien był zacząć się w listopadzie 2017 roku) oraz niskiej wiarygodności banku centralnego. Teraz trzeba mozolnie tę wiarygodność odbudowywać, a nie szukać tematów zastępczych – ocenia. Według niego podwyżki stóp procentowych będą hamowały inflację niezależnie od tego, w jakim stopniu przełożą się na oprocentowanie depozytów. – To nie wzrost oprocentowania depozytów w bankach jest głównym kanałem oddziaływania polityki pieniężnej na gospodarkę. Skądinąd nie sądzę, żeby wzrost oprocentowania istotnie zwiększył skalę oszczędności w bankach. Zdecydowana większość depozytów to depozyty bieżące, a nie terminowe – dodaje.