Przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło w grudniu o 9,6 proc. rok do roku, najmniej od niemal dwóch lat. Sprzedaż detaliczna towarów zmalała o 2,3 proc. rok do roku i - po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych - o 2,9 proc. w stosunku do listopada, najbardziej od lutego ub.r. Czy te dane, które okazały się sporo niższe od oczekiwań większości ekonomistów, przekreślają dominujący w prognozach na 2024 r. scenariusz mocnego odbicia konsumpcji?
To prawda, że te dane były zaskakujące. Szczególnie dotyczy to wyników sprzedaży detalicznej, bo wzrost płac prawdopodobnie zaburzyły zmienne składniki wynagrodzenia. Natomiast drugi z rzędu miesięczny spadek sprzedaży po odsezonowaniu jest pewną zagadką w sytuacji, gdy mamy do czynienia ze spadkiem inflacji a nastroje konsumentów się poprawiają. Być może jest tak, że gospodarstwa domowe pierwszą fazę wzrostu realnych dochodów wykorzystują, aby odbudować oszczędności, które zostały uszczuplone w ostatnich kwartałach. Ale nie przekreślają to scenariusza odbicia konsumpcji. Jest cała lista czynników, które będą pchały wydatki konsumpcyjne w górę. Świadczenie 500 plus zostało zwaloryzowane do 800 plus, solidnie wzrosła płaca minimalna, a podwyżki czekają też pracowników sfery budżetowej. One mogą wejść w życie z pewnym opóźnieniem, ale z wyrównaniem od początku roku. Gospodarstwa domowe będą to antycypowały. A przy tym czeka nas dalszy solidny spadek inflacji. W trzech pierwszych miesiącach 2023 r. ceny bardzo mocno rosły miesiąc do miesiąca. W tym roku efekty wysokiej bazy odniesienia będą więc bardzo silne. To wszystko sprawia, że w najbliższych miesiącach należy oczekiwać przyspieszenia wzrostu realnego funduszu płac w gospodarce. Dlatego scenariusz przyspieszenia wzrostu gospodarczego, którego kołem zamachowym będzie konsumpcja, pozostaje aktualny, nawet jeśli w IV kwartale wzrost był nieco słabszy niż zakładaliśmy. Ale podkreślam, że my nie oczekiwaliśmy i nie oczekujemy boomu konsumpcyjnego.
Czytaj więcej
To, jak poukładane są współczesne gospodarki, wymusza utrzymywanie trwałego deficytu przez rządy – mówi dr Michał Możdżeń z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Dlaczego nie?
Boom konsumpcyjny można zdefiniować jako wzrost konsumpcji, który znacząco przewyższa wzrost PKB, czyli sytuację, w której gospodarka idzie w kierunku wyraźnego przegrzania. To nie nastąpi, jak sądzę. Po pierwsze, samo tempo wzrostu PKB – z powodu układu innych czynników – nie będzie bardzo wysokie. My zakładamy, że wyniesie 2,8 proc. Po drugie, w drugiej połowie roku wzrośnie inflacja. W pierwszych miesiącach wzrost cen może nawet przejściowo znaleźć się poniżej celu NBP (2,5 proc. – red.), czemu towarzyszył będzie szybki wzrost płac. Konsumpcja będzie miała paliwo do wzrostu. Natomiast później presja na wzrost płac nieco osłabnie z powodu niższej inflacji, a jednocześnie inflacja będzie już odbijała, głównie z powodu wygaszania przez rząd tarczy antyinflacyjnej.
Wiadomo, że harmonogram wygaszania tarczy antyinflacyjnej zdeterminuje ścieżkę inflacji w tym roku, ale nie wiadomo, jaki ten harmonogram będzie. Jakie są pańskie założenia, które składają się na prognozę, wedle której inflacja na przełomie I i II kwartału zmaleje poniżej celu NBP, a potem odbije się w mniejszym stopniu niż oczekuje większość ekonomistów?
Mamy dwa krytyczne założenia. Po pierwsze, sądzimy, że obniżony do zera VAT na podstawowe produkty żywnościowe, który formalnie obowiązuje do końca marca, zostanie utrzymany do połowy roku z powodu cyklu wyborczego. Na wiosnę przypadają podwójne wybory (samorządowe i do Parlamentu Europejskiego – red.) i sądzę, że to będzie dla rządu argument, aby nie przywracać tej stawki VAT do 5 proc. Drugie założenie dotyczy wzrostu cen energii elektrycznej w II połowie roku. Widzimy sporą szanse na to, że ich odmrożenie nie spowoduje takiego ich wzrostu, jakiego należało oczekiwać jeszcze w styczniu. Ale jakiegoś wzrostu cen energii należy oczekiwać, a to – wraz z niską bazą odniesienia dla cen paliw z minionych kilku miesięcy – sprawi, że w II połowie roku inflacja odbije się powyżej 4 proc.
Na rzecz podwyżek stóp, gdyby się uprzeć, jakieś argumenty można znaleźć, ale biorąc pod uwagę dotychczasowe podejście prof. Adama Glapińskiego do horyzontu, w którym polityka pieniężna powinna sprowadzić inflację do celu, nie spodziewałbym się takich decyzji.
Dr Jakub Borowski