Przyjęcie euro w Polsce w najbliższym czasie doprowadziłoby do zatrzymania, albo nawet zawrócenia, procesu bogacenia się Polaków, a co najmniej dużej części Polaków - taką tezę postawił na jednym z listopadowych spotkań z wyborcami prezes PiS Jarosław Kaczyński. Jak twierdził, strefa euro to klub dla państw, które są zamożne już w momencie akcesji. W jego ocenie o rezygnacji z własnej waluty Polska będzie mogła myśleć dopiero wtedy, gdy pod względem PKB per capita dogoni Niemcy. To perspektywa co najmniej 30 lat.
Sceptycznie wobec euro wypowiada się także prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński. Jego deklaracje są jednoznaczne: do czasu, gdy kieruje bankiem centralnym, euro w Polsce nie będzie - nie tylko dlatego, że mielibyśmy problem ze spełnieniem kryteriów członkostwa w europejskiej unii walutowej. Jego postawa gwarantuje więc, że do 2028 r. dyskusja o przystąpieniu Polski do strefy euro będzie czysto teoretyczna. To jednak nie oznacza, że nie warto jej prowadzić. Oto co o korzyściach i kosztach wprowadzenia euro w Polsce sądzą ekonomiści, uczestnicy panelu eksperckiego "Rzeczpospolitej".
Teza 1: Polska powinna wyznaczyć sobie konkretną datę (w przewidywalnej przyszłości, maksymalnie do 2030 r.) przyjęcia euro i podjąć działania, które to umożliwią.
Liczba respondentów: 34
Opinie ekspertów (34)
Zaręczmy się z euro, ale nie spieszmy się z małżeństwem.
Tak. Stawianie rozmytych celów lub unikanie ich stawiania w ogóle jest wygodne dla polityków, którzy nie muszą się z niczego rozliczać, ale jest zarazem jedną z największych ułomności polskiej polityki publicznej, widoczną nie tylko w odniesieniu do euro, Ten problem dotyczy też innych sfer, np. energetyki, ochrony zdrowia, nauki, edukacji. Tylko tam, gdzie cele są jasno zdefiniowane. zoperacjonalizowane i rozliczane, jak np. w zakresie infrastruktury, sprawy posuwają się naprzód i to w zgodzie z planem.
Jestem zwolennikiem integracji monetarnej w ramach Unii Europejskiej. Uważam, że korzyści z integracji zdecycowanie przeważają nad potencjalnymi kosztami - o czym więcej w odpowiedzi na kolejne pytania. Bez wyznaczenia konkretnej daty integracja monetarna z UE nigdy nie nastąpi.
Uważam, że w tej kwestii potrzeba elastyczności: podejmowane kroki powinny zależeć - po pierwsze - od warunków politycznych w kraju (chęci przyjęcia euro przez Polaków) oraz - po drugie - skuteczności i tempa wprowadzanych w strefie euro reform fiskalnych, wspólnego rynku finansowego itd.
Warto mieć ustaloną datę, ponieważ dzięki temu można będzie przygotować harmonogram działań prowadzących do celu. Bez takiej daty harmonogram będzie przesuwany do bliżej nieokreślonej przyszłości.
Docelowa data ma charakter deklaracji politycznej, oczywiście może być dość odległa, może też być zmieniona jeśli sytuacja na to nie pozwala. Oczywiście nie oczekuję takiej deklaracji po obecnym rządzie.
Z perspektywy ekonomicznej, przyjęcie euro powinno być poprzedzone spełnieniem pewnych warunków gospodarczych. Chodzi przede wszystkim o poziom tzw. naturalnej stopy procentowej oraz strukturę i amplitudę wahań koniunkturalnych. Im bardziej będziemy "podobni" do gospodarek rdzenia strefy euro, tym większa szansa, że polityka pieniężna ustalana przez EBC będzie odpowiednia także dla nas i tym mniej kosztowne będzie wstąpienie do unii monetarnej. To podobieństwo zależy nie tyle od poziomu PKB, ile raczej od takich czynników jak struktura sektorowa gospodarki, regulacje sektora finansowego, poziom długu publicznego oraz prywatnego itp. Wiązanie sobie rąk konkretną datą wydaje się w tym kontekście szkodliwe, szczególnie, że nie wiadomo kto i jak miałby to egzekwować od przyszłych rządów.
W praktyce, wspólna waluta zawsze była i będzie projektem politycznym a nie ekonomicznym. Od samego początku istnienia wspólnego rynku, czołowi politycy europejscy nie kryli, że jego głównym celem jest wyeliminowanie ryzyka kolejnej wojny w Europie. Najpierw poprzez międzynarodową kontrolę nad niemieckim przemysłem zbrojeniowym (wspólnota węgla i stali), następnie przez integrację rynków zbytu i łańcuchów dostaw w innych sektorach, aż po unię monetarną w odpowiedzi na niemieckie ponowne zjednoczenie w 1990 roku. Kraje europejskie najpierw decydowały o stworzeniu coraz bardziej zintegrowanych instytucji gospodarczych, aby osiągnąć swoje cele polityczne, nie patrząc na ekonomiczne koszty, a dopiero potem starały się do tych instytucji gospodarczo “dorosnąć”. Tak też powinno być w przypadku Polski i euro, ale procesy polityczne są poza moją ekspertyzą.
Ustalenie daty byłoby czynnikiem mobilizującym do przyjęcia euro. Zobowiązanie się do przyjęcia euro w określonym terminie rodzi jednak ryzyko jego niedotrzymania (np. ze względów losowych), co obniżyłoby wiarygodność prowadzonej polityki gospodarczej. Z tego względu nie jestem zwolennikiem konkretnej daty.
Wyznaczenie daty to decyzja polityczna. Na pewno nie zrobi tego obecny rząd. Przyszły, jeśli to będzie rząd obecnej opozycji, tak.
Przyjęcie Euro jest domknięciem procesu włączania Polski do grona państw, z którymi wiąże nas dziedzictwo kulturowe oraz procesy rozwojowe. Nie chodzi tu wyłącznie o wąsko rozumiane korzyści ekonomiczne i wygodę.
Dyskusje o dacie wejścia Polski do strefy euro trzeba odłożyć do czasu, gdy celem polityki ekonomicznej w Polsce ponownie stanie się zwiększanie efektywności gospodarki i utrzymywanie jej na ścieżce zrównoważonego wzrostu, a nie umacnianiu państwowych monopoli i podporządkowywaniu polityki fiskalnej cyklowi wyborczemu.
Przyjęcie wspólnej waluty jest strategicznie istotne dla rozwoju naszego kraju. Brak terminu zachęca do kwestionowania pożytków tego rozwiązania, a także otwiera pole przeciwnikom członkostwa w UE.
Ewentualne przyjęcie euro to nie problem techniczny - który można dokładnie zaplanować, podzielić na działania itp. - lecz polityczno-gospodarczy, zależny od warunków instytucjonalnych w strefie euro. W obecnym kształcie unia monetarna uzupełniona jest jedynie niestabilną namiastką unii fiskalnej, brakuje również ambitnych działań na rzecz unii socjalnej (czyli wyrównywania warunków pracy i płacy, dostępu to usług publicznych i świadczeń socjalnych). Konstrukcja strefy euro premiuje model wzrostu ciągnionego przez zyski i eksport, gdzie dostosowania makroekonomiczne odbywają się kosztem pracowników. To wszystko oznacza, że dołączenie do strefy euro ogranicza możliwości prowadzenia autonomicznej polityki fiskalnej i społecznej. To właśnie reformy instytucjonalne w strefie euro - a nie konkretna, wiążąca nam ręce, data - powinny wyznaczać horyzont przyjęcia euro w Polsce.
Wyznaczenie jakiejkolwiek daty ewentualnego przyjęcia euro powinno być poprzedzone wnikliwą analizą, uwzględniającą argumenty za i przeciw wstąpieniu Polski do strefy euro w perspektywie długoterminowej. Ponadto taki rodzaj planowania musiałby zakładać jakąś stabilność uwarunkowań zewnętrznych, w tym politycznych. Tymczasem żyjemy w czasach wyjątkowej niepewności, gdzie trudno przewidzieć co będzie działo się za 3, 5 czy 7 lat i m.in. stąd nie ma uzasadnienia, aby wiązać sobie ręce decyzją podjętą w niestabilnych uwarunkowaniach, co do której nie ma ponadto powszechnej zgody, w tym politycznej.
Wyznaczenie daty przyjęcia euro musi być wiarygodne. Tak długo jak nie jest to możliwe, nie powinniśmy takiej daty określać. Jednak jak najbardziej Polska już teraz powinna zdecydowanie przyjąć jako cel wstąpienie do strefy euro i konsekwentnie do niego dążyć.
To rozważania czysto teoretyczne, przynajmniej do następnych wyborów. Następny rząd mógłby założyć pewną ramę takiego planu, ale powinien trzymać się jej elastycznie, przynajmniej dopóki uwarunkowania pozaekonomiczne (jak ceny nośników energii i rosyjska inwazja na Ukrainę) nie przestaną destabilizować sytuacji gospodarczej.
Ewentualne wejście do strefy euro nie powinno zależeć od daty, lecz od stanu gospodarki. W szczególności kluczowe jest, by przeciętny poziom stóp procentowych strefy euro był dla Polski adekwatny lub by ewentualną różnicę dało się skompensować innymi instrumentami pozostającymi w dyspozycji krajowej (np. poprzez odpowiednie dostosowanie polityki makroostrożnościowej).
To nie jest realne. Nie widać możliwości realizacji jakichś konkretnych działań w tym kierunku; nie widać też entuzjazmu do takiego planu ze strony Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego. Wystarczy porównać dynamikę przepływów kapitałowych i kursów walut za ostatnich 15 lat dla Polski i Chorwacji,,która właśnie przystępuje do strefy euro, żeby zorientować się, dlaczego tak jest.
Przyjęcie euro wynika ze zobowiązań, które Polska przyjęła przystępując do UE. Wyznaczenie daty powinno być celem kierunkowym, jednak z uwzględnieniem marginesu pojawienia się okoliczności, których dzisiaj nie jesteśmy w stanie przewidzieć.
Warto podkreślić, że wśród ekonomistów, którzy nie zgodzili się z tezą, że Polska powinna wyznaczyć sobie dość nieodległą datę przyjęcia euro - maksymalnie do 2030 r. - są tacy, którzy uważają, że byłoby to dla Polski korzystne. Sądzą jednak, że plan przyjęcia euro musi być wiarygodny, a taki nie będzie dopóty, dopóki u władzy jest PiS, a na czele banku centralnego Adam Glapiński. Sugeruje to, że odsetek ekonomistów, którzy opowiedzieliby się za relatywnie szybką akcesją do unii walutowej, gdyby było to politycznie możliwe, jest większy, niż wynika z naszej sondy. Sceptycyzm niektórych respondentów wzbudziło też sformułowanie, że data przyjęcia euro powinna być "konkretna". Niektórzy ekonomiści obawiają się, że wiązałoby to Polsce ręce w czasach, które wymagają sporej elastyczności w polityce gospodarczej.
Teza 2: Przystąpienie do strefy euro przyspieszy – ceteris paribus – tempo wzrostu gospodarczego Polski.
Liczba respondentów: 34
Opinie ekspertów (34)
Wejście do strefy euro sprzyjałoby skupieniu się polityki ekonomicznej na poprawie technologicznej konkurencyjności naszej gospodarki, co było głównym źródłem naszego wzrostu gospodarczego od połowy lat 90. XX w.. gdy perspektywa wejścia Polski do Unii Europejskiej zaczęła przyciągać duży napływ inwestycji bezpośrednich.
O gospodarczym sukcesie nie decyduje waluta, ale przede wszystkim gospodarcze fundamenty: jakość kapitału ludzkiego i infrastruktury, poziom innowacji, konkurencyjność rynków, dostępność siły roboczej itp. Wejście do strefy euro mogłoby pomóc wzrostowi, jeśli przyspieszyłoby reformy strukturalne i podniosło odporność gospodarki na szoki. Ani jedno ani drugie nie jest oczywiste i zależy od szerszego kontekstu. Końcowy efekt nie byłby też znaczący. Ważny byłby też kurs, po którym Polska przystąpiłaby do euro: powinien on zapewnić długoterminową konkurencyjność polskiej gospodarki.
Tak - zacznie się szybciej aprecjonować kurs realny waluty krajowej czy też - jak kto woli - zaczną się szybciej wyrównywać ceny. Widać to we wszystkich krajach Europy Środkowo-Wschodniej, które przystąpiły do strefy albo związały się z euro pegiem. W tej chwili mamy bardzo dużą rozbieżność między PKB per capita liczonym w kursie wymiany (47 proc. średniej unijnej) a liczonym zgodnie z parytetem siły nabywczej PPP (ok. 77 proc. średniej). Zmniejszenie tej różnicy do poziomu np. Czech albo Hiszpanii wymaga właśnie aprecjacji kursu realnego, tj. zbliżenia poziomu cen lub aprecjacji nominalnej.
Przystąpienie do strefy euro wpłynie na intensyfikację wymiany handlowej oraz przepływów inwestycyjnych.
Nie. Polska gospodarka może uzyskać wyższy poziom potencjalnego PKB, ale nie wyższe tempo wzrostu. Wyższy poziom potencjalnego PKB oczywiście wiąże się z wyższym tempem wzrostu - ale tymczasowo. Literatura akademicka potwierdza, że przyjęcie euro daje bardzo wysokie wzrosty w handlu międzynarodowym, umiarkowany wzrost potencjalnego PKB, wyraźny spadek inflacji, ale nie generuje szybszego wzrostu PKB długoterminowo.
Moja ocena w tym przypadku ewoluuje. Są empiryczne dowody na to, że przyjęcie euro w innych krajach pobudziło handel, a co za tym idzie w pewnym stopniu przyczyniło się do wzrostu poprzez efekty specjalizacji i wymiany technologii oraz wiedzy. Z drugiej strony kryzys strefy euro w krajach południa był zdecydowanie głębszy i dłuższy przez brak możliwości deprecjacji waluty. Element, który u mnie ewoluuje, to ocena korzyści, kosztów i ryzyk własnej polityki pieniężnej - nieadekwatna polityka monetarna może być zagrożeniem sama w sobie. Inflacja w krajach bałtyckich, które mają euro, nie niesie za sobą zagrożenia odkotwiczenia, a w Polsce to ryzyko jest teraz istotne.
Na gruncie teorii nie ma takiego mechanizmu, który pokazywałby w jaki sposób przyjęcie wspólnej waluty miałoby doprowadzić do trwałego przyspieszenia tempa wzrostu. Należałoby raczej oczekiwać, że w długim okresie trwale wzrośnie jedynie poziom dochodu, ale tempo wzrostu zwiększy się jedynie przejściowo i będzie nieco wyższe przez kilka pierwszych lat po przyjęciu wspólnej waluty.
Rzecz jasna pod warunkiem odpowiedniego dostosowania polityki gospodarczej i regulacyjnej w sektorze finansowym.
Tak, głównie poprzez obniżenie stóp procentowych i - potencjalnie - przez boom eksportowy. Warto jednak mieć na uwadze, że to nie musi być pożądane. Wzrost gospodarczy może być zbyt szybki i doprowadzić do bolesnej recesji w przyszłości, szczególnie jeśli wywołany jest zbyt niskimi stopami procentowymi.
Na to pytanie moja odpowiedź brzmi "to zależy". W raporcie pt. "Ekonomiczne wyzwania integracji Polski ze strefą euro", którego byłem współredaktorem, opisaliśmy dlaczego przystąpienie do strefy euro należy postrzegać raczej w kategoriach wyzwań i szans, aniżeli w kategoriach rachunku korzyści i kosztów. Innymi słowy, przyjęcie euro stanowi szansę na przyspieszenie wzrostu gospodarczego, ale czy z niej skorzystamy, zależy od tego, jak będzie wyglądała struktura naszej gospodarki.
Tak, ale nie tylko o to chodzi. To istotna część ogólnego wyzwania cywilizacyjnego, służącego wszechstronnemu rozwojowi społecznemu.
Ale to, czy przyjęcie euro przyspieszy tempo wzrostu gospodarczego, ma w istocie niewielkie znaczenie. To jest ruch wskazujący na kierunek rozwoju Polski, na miejsce Polski w świecie w perspektywie wielu lat.
Przystąpienie do strefy euro może zmienić model wzrostu albo wpłynąć na przebieg dostosowań do negatywnych szoków makroekonomicznych, ale jego wpływ na tempo wzrostu PKB jest ograniczony. Zarówno po stronie popytowej jak i podażowej źródła wzrost leżą gdzie indziej, niż w samej sferze monetarnej - w strukturach produkcji, warunkach podziału dochodu i własności czy wybranych instytucjach. Nawet ewentualne wyraźne obniżenie kosztu kapitału nie koniecznie wywoła boom inwestycyjny (bariery inwestycyjne leżą gdzie indziej). Świadczą o tym również doświadczenia krajów naszego regionu, które przystąpiły do strefy euro (Słowacja, kraje bałtyckie) - ich tempo wzrostu PKB nie przekraczało polskiego, albo wręcz było dużo niższe.
Kształtowanie się wzrostu gospodarczego zależy od wielu czynników, nie tylko od tego, czy dane państwo należy czy nie do strefy euro. Wśród państw strefy euro są zarówno państwa o stabilnych, jak i chwiejnych fundamentach gospodarczych. Ponadto w ostatnich latach wzrost gospodarczy Polski na tle niektórych państw strefy euro wyróżniał się.
Przystąpienie do strefy euro obniży stopy procentowe, zwiększy naszą wiarygodność, podniesie bezpieczeństwo gospodarcze i przyczyni się do wzrostu inwestycji i PKB. Potwierdzają to wszystkie wiarygodne badania.
To zależy od polityki gospodarczej prowadzonej przed i po wprowadzeniu euro. Południe Europy popełniło mnóstwo błędów wynikających z ekonomicznej niefrasobliwości po wejściu do strefy euro. Zgoda na pytanie zakłada, że my tych błędów nie popełnimy.
Raczej na odwrót. Przyspieszenie tempa wzrostu i szeroko rozumiana stabilizacja umożliwi w miarę realne wyznaczenie orientacyjnej daty przystąpienia do strefy euro.