Deficyt sektora finansów publicznych Polski w 2022 r. wyniósł 3,7 proc. PKB, czyli dwa razy więcej niż w 2021 r. To był rok naznaczony wojną w Ukrainie, która spowodowała masowy napływ uchodźców do Polski oraz wymusiła wzrost nakładów na zbrojenia. W tym kontekście to chyba niezły wynik, szczególnie że był bliski unijnej średniej?
Biorąc pod uwagę to, że jesteśmy krajem przyfrontowym, nie jest to wynik tragiczny. Ale porównanie do średniej unijnej jest mylące. W większości państw UE nastąpiła konsolidacja finansów publicznych, tzn. deficyt zmalał w stosunku do 2021 r. Dotyczy to też części krajów przyfrontowych. U nas doszło do ekspansji fiskalnej. Trudno uznać, że to było właściwe w czasie, gdy walczymy z wysoką inflacją.
Wzrost deficytu w stosunku do 2021 r. można w ogóle tłumaczyć wojną w Ukrainie i jej konsekwencjami?
Koszt rozmaitych działań osłonowych związanych z kryzysem energetycznym – mrożenia cen energii, obniżki VAT, dodatków węglowych – można szacować na 100 mld zł (cały deficyt to około 115 mld zł – red.). Ten kryzys był związany w dużej części z polityką Rosji, więc w tym sensie wojna dołożyła się do deficytu. Do tego doszły wydatki stricte zbrojeniowe. Mimo wszystko uważam, że można było prowadzić mniej proinflacyjną politykę fiskalną. Także organizacje międzynarodowe, jak MFW i Bank Światowy, zalecają, aby polski rząd precyzyjniej adresował działania osłonowe, co obniżyłoby ich koszt. Zupełnie niezrozumiałe są zaś w kraju przyfrontowym takie wydatki jak 14. emerytura (jej koszt to około 10 mld zł – red.), „sołtysowe” i im podobne.
W wieloletnim planie finansowym państwa rząd założył, że w tym roku deficyt sektora finansów publicznych wyniesie 4,7 proc. PKB, a potem ustabilizuje się w okolicy 3 proc. PKB. Nie widać więc determinacji do ograniczania deficytu. Czy taka polityka fiskalna jest uzasadniona okolicznościami, w szczególności koniecznością zwiększenia nakładów na zbrojenia i transformację energetyczną?