Czy Polsce grozi utrata dostępu do unijnych funduszy? W tym roku kończy się czas na wykorzystanie środków z puli na lata 2014-2020. Tymczasem według raportu firmy Grant Thornton uruchamianie funduszy z puli na lata 2021-2027 idzie nam wyjątkowo wolno. Zresztą, zanim rząd nie spełni wytycznych KE dotyczących praworządności, na te fundusze – podobnie jak na środku z europejskiego Funduszu Odbudowy – nie ma co liczyć. A rząd tych wytycznych spełnić nie zamierza.
Nie potrafię powiedzieć, na ile prawdopodobne jest to, że transfery z UE zostaną wstrzymane. Mogę jednak odpowiedzieć na pytanie, jakie miałoby to konsekwencje. W moim przekonaniu utrata dostępu do unijnych funduszy byłaby bardzo zła dla Polski. Kwoty, na które możemy liczyć, w relacji do PKB nie są już tak znaczące, jak były na początku naszego członkostwa w UE, ale wciąż są znaczące. Ale ważniejsze jest to, że te fundusze, które moglibyśmy otrzymać w najbliższych latach, są w dużej mierze przeznaczone na procesy transformacyjne, których polska gospodarka bardzo potrzebuje: na cyfryzację i zieloną transformację. Programy unijne popychałyby nas ku realizacji takich projektów. Nie chodzi tylko o to, że finansowałyby same inwestycje, ale wymuszały reformy, które muszą iść z tymi inwestycjami w parze.
Prezes NBP Adam Glapiński regularnie powtarza, że fundusze z UE nie są nam już potrzebne. To oczywiście dobrze, gdy napływają, ale ich brak niewiele w perspektywach gospodarki zmienia. Jeśli to prawda, to rząd może utrzymywać, że utrata funduszy to jest cena, którą warto zapłacić za większą swobodę w polityce wewnętrznej, np. za możliwość zreformowania sądownictwa.
Z tezą prezesa NBP trudno się zgodzić. Projekty współfinansowane przez UE podlegają bardzo dokładnej weryfikacji, czy pieniądze są sensownie wydawane. Dlatego przełożenie tych inwestycji na gospodarkę, na potencjał rozwojowy, jest wysokie. Skala napływu tych funduszy jest więc drugorzędna. Prawdopodobnie bylibyśmy w stanie wygospodarować takie same środki na inwestycje, choć większym kosztem. Ale gdy to rząd decyduje o tym, na co wydawać pieniądze, istnieje ryzyko, że dużą rolę odgrywałyby względy polityczne, a nie merytoryczne. Brak skrupulatnej kontroli nad wydatkami, która wiąże się z funduszami unijnymi, zmniejsza efektywność tych wydatków.
Wstrzymanie przez UE transferów do Polski z pewnością sprowokuje głosy, że w takim razie nie powinniśmy też płacić składki członkowskiej. To brzmi jak prosta droga do dyskusji o Polexicie. Czy taka jest stawka październikowych wyborów parlamentarnych?