Pański artykuł z 2017 r. o nierównościach dochodowych w Polsce wywołał spore kontrowersje. Pokazał pan, że nierówności te są zdecydowanie wyższe, niż się wcześniej wydawało, jeśli do tradycyjnie wykorzystywanych w takich badaniach danych z ankiet dołączy się też dane z zeznań podatkowych. Kilka dni temu ukazał się nowy artykuł, który napisał pan wspólnie z Filipem Novokmetem, Markiem Skawińskim i Pawłem Chrostkiem. Czy wyniki tych nowych badań znów zaskakują?
Zacznę od wytłumaczenia różnicy pomiędzy nowymi badaniami a tymi sprzed kilku lat. Dane sondażowe w Polsce dość dobrze opisują dochody osób biedniejszych i średniozamożnych, ale praktycznie w ogóle nie pokazują dochodów najbogatszych. Miary nierówności, oparte wyłącznie na sondażach, które np. publikuje GUS, dają więc bardzo zakrzywiony obraz. My te sondażowe dane staraliśmy się poprawić danymi z Ministerstwa Finansów dotyczących wpływów z PIT. Kilka lat temu dysponowaliśmy jednak tylko danymi zagregowanymi, które pokazywały ogólnie dochody najbogatszych. Ale nie byliśmy w stanie wejść głębiej w te nierówności, w ich przyczyny, nie mogliśmy zobaczyć różnic między kobietami i mężczyznami, różnymi miejscami w Polsce itp. Nowe badanie zrobiliśmy we współpracy z Ministerstwem Finansów, co dało nam dostęp do danych jednostkowych na temat podatku PIT. Uznaliśmy zdecydowanie bardziej dokładny obraz sytuacji dochodowej polskiego społeczeństwa. Szczerze powiedziawszy, nie wiem, czy są jakieś lepsze danych o sytuacji ekonomicznej Polaków, niż właśnie te podatkowe. Dzięki temu mogliśmy głęboko wejrzeć w strukturę nierówności w Polsce. Zobaczyliśmy, w jakim stopniu różnice w dochodach zależą od płci, miejsce zamieszkania, czy źródła dochodu
Coś w tym dokładniejszym obrazie nierówności było dla pana zaskakujące?
Jeżeli chodzi o poziom nierówności czy trendy, ten obraz jest spójny z tym, który pokazaliśmy wcześniej. Zaskoczył mnie natomiast przestrzenny wymiar nierówności. Tereny wiejskie siłą rzeczy są w Polsce biedniejsze niż miasta, szczególnie duże. Ale w horyzoncie ostatnich 20 lat powoli zbliżają się one do terenów miejskich. Wciąż najwięcej bogatych żyje w dużych miastach, w metropoliach. Ale ta grupa staje się stopniowo coraz mniej reprezentatywna dla ogółu bogatych. Zwiększa się odsetek ludzi zamożnych mieszkających w mniejszych ośrodkach, nawet nie tyle w miasteczkach, ile w zurbanizowanych wsiach.
To odzwierciedla odpływ zamożnych ludzi na przedmieścia, do miejscowości z obwarzanków metropolii?
Też, ale nie tylko. Z jednej strony mamy taką Podkowę Leśną – typową zamożną miejscowość z obwarzanka Warszawy, ale z drugiej strony jest w Polsce wiele np. terenów wiejskich, które mają swego rodzaju klastry przemysłowe. Na przykład w województwie wielkopolskim są gminy, w których jest dobrze rozwinięty przemysł meblarski, mamy też gminy z silnym przetwórstwem spożywczym. Te klastry kreują sporą liczbę milionerów, którzy mieszkają na terenach wiejskich. Spodziewałem się, że miasta pod tym względem uciekają wsiom, a okazało się, że jest odwrotnie.
Czytaj więcej
Rozwarstwienie dochodowe w Polsce jest większe, niż pokazują dane Głównego Urzędu Statystycznego. Czy jest większe niż w innych krajach Unii Europejskiej? Czy jest niepokojące? Raczej nie.
Jak Polska pod względem skali nierówności dochodowych wypada na tle innych państw Europy Środkowo-Wschodniej i referencyjnych krajów Zachodu?
Skupmy się na najsłynniejszej mierze nierówności, czyli odsetku dochodu krajowego, który trafia do górnego procenta najbogatszych. Do około 300 tys. najlepiej sytuowanych Polaków w 2018 r. trafiało około 13,4 proc. całkowitego dochodu. W Niemczech, które są krajem sporych nierówności, ten wskaźnik wynosi około 13 proc., a w Wielkiej Brytanii około 12 proc. W Czechach to mniej więcej 10 proc., a w Szwecji bliżej 9 proc. Pod względem nierówności jesteśmy więc w europejskiej czołówce. Nierówności są być może wyższe w Rumunii, Bułgarii i Estonii, ale nie dysponujemy stamtąd tak dobrymi danymi jak nasze.