Mijający rok pokazał, że ocenianie kondycji gospodarki przez pryzmat zmian PKB w ujęciu rok do roku może być zwodnicze. Takie spojrzenie wskazywałoby, że 2022 r., gdy PKB wzrósł o 5,3 proc., był znakomity, a 2023 r. bardzo słaby. Faktycznie zaś, jak pokazują zmiany PKB kwartał do kwartału po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych, to 2022 r. był okresem hamowania wzrostu gospodarczego, a 2023 r. był okresem przyspieszenia. Tyle że nie było to przyspieszenie gwałtowne, punkt startowy był nisko i nie dotyczyło to wszystkich składowych PKB. Przede wszystkim kurczyły się zapasy, co pozwala wyjaśnić trajektorię produkcji przemysłowej i inflacji. Po pandemii dość silne były oczekiwania, że świat wchodzi w okres żywiołowego wzrostu popytu, coś na podobieństwo tzw. szalonych lat dwudziestych XX w., jednocześnie utrzymywały się zaburzenia w łańcuchach dostaw. To zachęcało firmy do nadbudowy zapasów. Ale gdzieś pod koniec 2022 r. doszło do osłabienia popytu i okazało się, że te zapasy są nadmierne. Niemal wszędzie na świecie wzrosły stopy procentowe, co sprawiło, że utrzymywanie dużych zapasów stało się kosztowne. Firmy zaczęły ograniczać stany magazynowe, co spowodowało recesję w przemyśle i przyspieszyło dezinflację. Wzrosła bowiem skłonność firm do obniżania cen.
Gdzie w tym cyklu jesteśmy teraz? Zmiany zapasów będą nadal determinowały tempo wzrostu PKB Polski w 2024 r.?
Widać sygnały, że przestrzeń do spadku zapasów się wyczerpuje. Tzw. akumulacja brutto, na którą składa się popyt inwestycyjny i zmiana zapasów, w III kwartale obniżyła się już poniżej poziomu sprzed pandemii, choć w tym czasie popyt inwestycyjny wzrósł realnie o około 10 proc. Traktuję to jako sygnał, że potężna nadbudowa zapasów z lat 2021–2022 została skorygowana. Na świecie też widać, że magazyny zostały już mocno odchudzone – takie sygnały pojawiają się m.in. w badaniach PMI. Oczywiście, w ujęciu rok do roku zapasy mogą jeszcze maleć, co będzie miało negatywny wpływ na roczną dynamikę PKB. Ale z kwartału na kwartał mogą już lekko rosnąć, co pociągnie za sobą odbicie produkcji, ale też wyhamowanie dezinflacji. Firmy nie będą już tak skłonne do pozbywania się stanów magazynowych kosztem niższych marż.
Od kilku miesięcy szybciej od oczekiwań maleje inflacja bazowa, która nie obejmuje cen nośników energii i żywności. Czy to oznacza, że dezinflacja nie jest już tylko skutkiem wysokiej bazy odniesienia w cenach surowców, ale przejawem faktycznego wygasania presji na wzrost cen w gospodarce? Powszechne do niedawna prognozy, że inflacja bazowa będzie uporczywa, są już nieaktualne?
Faktem jest, że inflacja bazowa opadała w II połowie roku szybciej, niż oczekiwaliśmy. W jakimś stopniu przyczynił się do tego mocniejszy złoty, ale to nie tłumaczy wszystkiego. Myślę, że można to również wyjaśnić wspomnianym uszczuplaniem zapasów. Za granicą inflacja też zaskakiwała i na pewno tego trendu nie można ignorować. Inaczej oceniam ryzyko utrzymania uporczywej inflacji u nas i np. w strefie euro. Tam gospodarka jest w dużo gorszej kondycji, a stopy procentowe są już od dłuższego czasu realnie dodatnie. Nasza gospodarka jest już w fazie ożywienia, któremu będzie sprzyjać łagodna polityka fiskalna i mało restrykcyjna polityka pieniężna. Rosła będzie siła nabywcza dochodów gospodarstw domowych. Firmy będą miały wciąż pokusę, żeby przerzucać koszty na klientów, a ci będą mieli „przestrzeń budżetową” do ich akceptacji. Jednym z czynników proinflacyjnych będzie wzrost kosztów pracy. W usługach, gdzie mają one większe znaczenie, ceny będą zapewne nadal rosły szybciej niż ceny towarów, które będą w większym stopniu pod wpływem trendów globalnych i kursu złotego. Na to nałożą się zmiany regulacyjne związane z wygaszaniem w trakcie przyszłego roku tarczy antyinflacyjnej. W takich okolicznościach dalsze trwałe wygaszanie inflacji może być trudne, nawet jeśli krótkookresowo może ona przejściowo zejść na niższe poziomy.
Prawdopodobny harmonogram wygaszania tarczy w połączeniu z efektami bazy odniesienia sugeruje, że inflacja będzie malała do przełomu I i II kwartału, potem zacznie znowu rosnąć. Czy to oznacza, że gdyby RPP chciała wrócić do obniżek stóp, będzie to mogła zrobić tylko wtedy?