– Mam generalnie liberalne poglądy ekonomiczne, ale dobrowolność składek emerytalnych to cofanie się do XIX w. Od ponad 100 lat dobrze znane są wszystkie argumenty przeciw takiemu anachronicznemu rozwiązaniu – powiedział prof. dr hab. Maciej Bałtowski, ekonomista z UMCS w Lublinie. Uczestnikom panelu ekonomistów „Rzeczpospolitej” przedstawiliśmy do oceny kilka tez związanych z inicjatywą rzecznika MŚP. W sondzie udział wzięło 28 osób. Główna teza brzmiała: „Prowadzący działalność gospodarczą powinni sami decydować, czy chcą płacić składki na ubezpieczenia społeczne (przede wszystkim składki emerytalne)”. Nie zgodziło się z nią 25 uczestników (89 proc.) tej rundy naszego panelu eksperckiego, w tym 13 – tak jak prof. Bałtowski – nie zgodziło się zdecydowanie.
– Po pierwsze, osoba, która zrezygnowałaby ze składek i świadczeń, nie mogłaby się wiarygodnie zobowiązać, że gdy wejdzie w wiek emerytalny, to nie stanie się beneficjentem pomocy społecznej. Teraz przynajmniej finansuje minimalną emeryturę. Po drugie, oznaczałoby to znaczący przejściowy ubytek w dochodach ZUS, które finansują bieżące emerytury. Nie mówiąc już o tym, że idea tego ubezpieczenia polega na tym, że jest powszechne – tłumaczy dr hab. Jan Hagemejer, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, wiceprezes CASE.
Furtka do optymalizacji
Ten ostatni argument przewija się w wielu krytycznych komentarzach. – Dlaczego dobrowolność miałaby dotyczyć jedynie osób prowadzących działalność gospodarczą? Czy stoi za tym milczące założenie, że osoby te są bardziej zapobiegliwe, dokonują lepszych wyborów międzyokresowych czy może coś innego? Nie widzę żadnego racjonalnego uzasadnienia dla wyłączania kolejnej grupy z powszechnego systemu emerytalnego. Oznaczałoby to de facto przeniesienie odpowiedzialności za ewentualne błędne decyzje odnośnie do przyszłości (czyli np. podjęcie decyzji o niepłaceniu składek przy braku innych zabezpieczeń) na poziom całego społeczeństwa poprzez mechanizmy wsparcia w ramach pomocy społecznej – ostrzega dr hab. Marek Kośny, profesor Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.
Prof. dr hab. Wojciech Czakon z Uniwersytetu Jagiellońskiego dodaje, że wyłączenie jednej grupy zawodowej z powszechnego systemu emerytalnego oznaczałoby komplikację tego systemu, która mogłaby podwyższyć koszty jego funkcjonowania. Ostrzega też, że byłaby to furtka do optymalizacji obciążeń z tytułu ubezpieczeń społecznych. Ściśle rzecz biorąc, byłoby to poszerzenie furtki, która już istnieje. Brak bezpośredniego powiązania składek z dochodami przedsiębiorców (w praktyce są one powiązane z minimalnym i przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce) z jednej strony sprawia, że dla części małych firm składki mogą być okresowo lub stale za wysokie, ale z drugiej skłania dobrze zarabiających specjalistów do rezygnacji z etatu na rzecz jednoosobowej działalności. Polski Instytut Ekonomiczny na początku br. szacował, że w 2020 r. około 160 tys. osób w Polsce można było uznać za „fikcyjnie samozatrudnionych”. To osoby, które pracują na własny rachunek (ale nie są rolnikami), nikogo nie zatrudniają i świadczą usługi wyłącznie lub głównie dla jednego klienta.
Przywrócenie proporcji
Uczestników naszej sondy poprosiliśmy również o ocenę jednej z możliwych alternatyw dla „dobrowolnego ZUS-u”: wakacji ZUS-owskich. Koncepcja ta polegałaby na możliwości zawieszenia płatności składek w „chudych latach”, ale bez wypisywania się z systemu ubezpieczeń społecznych. Z tezą, że to rozwiązanie byłoby lepsze niż propozycja rzecznika MŚP, zgodziło się (w tym zdecydowanie) 11 ekonomistów (39 proc.), którzy wzięli udział w tej rundzie naszego panelu. Ale dziesięciu ekonomistów (36 proc.) było przeciwnego zdania. – Wszelkiego rodzaju „wakacje podatkowe” – a ZUS, z punktu widzenia przedsiębiorcy, to coś w rodzaju podatku – powodują zawirowania, przekręty, bałagan administracyjny – zauważa prof. dr hab. Wojciech Charemza z Akademii Finansów i Biznesu Vistula. Prof. Czakon dodaje, że zdefiniowanie „chudych lat” w taki sposób, aby nie stwarzało pola do nadużyć, byłoby problematyczne.