Jakub Borowski: Polska gospodarka ma polisę ubezpieczeniową od globalnych zawirowań

Wzrost inflacji powyżej celu NBP, do którego dojdzie w warunkach ożywienia gospodarczego i szybkiego wzrostu płac, może skłonić Radę Polityki Pieniężnej do podwyżki stóp procentowych - mówi dr Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska.

Publikacja: 16.05.2024 16:11

Dr Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska

Dr Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska

Foto: Parkiet TV

Według wstępnych danych GUS, PKB Polski w I kwartale br. zwiększył się realnie o 1,9 proc. rok do roku po zwyżce o 1 proc. w IV kwartale ub.r. To wprawdzie wynik zbieżny z ostatnimi szacunkami ekonomistów, ale u progu I kwartału przeciętne prognozy wskazywały na to, że wzrost przyspieszy do 2,5 proc. I były formułowane przy założeniu, że inflacja będzie wyższa a wzrost płac niższy niż były w rzeczywistości. Dlaczego ożywienie w polskiej okazało się słabsze, choć warunki do odbicia konsumpcji były lepsze? 

Błąd prognoz dotyczących pierwszego kwartału wynikał moim zdaniem ze słabszych od oczekiwań wyników produkcji przemysłowej i słabszych danych o produkcji budowlano-montażowej. Sektor usługowy był, zgodnie z oczekiwaniami, czynnikiem dynamizującym aktywność gospodarczą w I kwartale. W budownictwie mamy efekt ubijania dna w związku z przerwą w napływie funduszy z UE. Siłę oddziaływania tego czynnika trudno było przewidzieć. Ale kolejne miesiąca, jeśli chodzi o aktywność w budownictwie, powinny być lepsze. Największym zaskoczeniem, nie tylko dla nas, były wyniki przemysłu w marcu, gdy produkcja bardzo silnie na tle historycznym zmalała miesiąc do miesiąca po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych. Mamy pewne wątpliwości, czy to nie był skutek uboczny odsezonowania w warunkach dużej zmiany liczby dni roboczych. Z ocenami kondycji przemysłu trzeba poczekać na dane z kwietnia. Spodziewałbym się odbicia produkcji pomimo trudnego otoczenia zewnętrznego. A w II połowie roku u naszych partnerów handlowych też powinno już być widoczne ożywienie.

Czyli w obszarze konsumpcji prognozy okazały się celne? Nie jest tak, że wzrost konsumpcji przyspiesza niespodziewanie wolno w stosunku do tego, jak szybko rosną dochody gospodarstw domowych?

Na razie nie znamy struktury wzrostu PKB w I kwartale. Zakładamy, że konsumpcja wzrosła o 3,5 proc. rok do roku (po stagnacji w IV kwartale ub.r. - red.). O tę składową PKB obawialiśmy się najmniej, bo widzieliśmy bardzo silne podstawy do jej wzrostu. W całej gospodarce płace rosną szybko przy spadającej inflacji. Nawet jeżeli gospodarstwa domowe zwiększyły stopę oszczędności, to mogły jednocześnie zwiększyć wydatki, bo fundusz płac rósł wystarczająco szybko. To w ogóle będzie rok konsumpcji w tym sensie, że to ona będzie miała największy wkład do wzrostu PKB. W przyszłym roku pałeczkę przejmą inwestycje.

Czytaj więcej

Polska gospodarka urosła w pierwszym kwartale. GUS podał najnowsze dane o PKB

W ostatnich miesiącach media co rusz informują o zwolnieniach grupowych w sektorze przedsiębiorstw. Do tego znów zaczyna przyspieszać inflacja, a końca wojny w Ukrainie nie widać. Czy to nie będzie osłabiało skłonności gospodarstw domowych do wydatków?

Mimo tych czynników ryzyka, scenariusz odbicia popytu konsumpcyjnego wydaje mi się bardzo prawdopodobny. W I kwartale w gospodarce narodowej przeciętne wynagrodzenie wzrosło 14,4 proc. rok do roku, wyraźnie bardziej niż zakładały prognozy choćby NBP. Nawet jeśli inflacja zacznie przyspieszać, czego się spodziewamy, to i tak realny fundusz płac będzie szybko rósł. W naszych prognozach założyliśmy też, że gospodarstwa domowe będą dążyły do odbudowy oszczędność. To sprawia, że konsumpcja będzie rosła wyraźnie wolniej niż fundusz płac, ale i tak szybko. Jeśli zaś chodzi o zwolnienia, to one mogą mieć znaczenie dla lokalnych rynków pracy, ale w skali całej gospodarki to nie jest znaczące zjawisko.

Mamy swego rodzaju polisę ubezpieczeniową na wypadek zewnętrznych zawirowań, bo głównym czynnikiem wzrostu polskiej gospodarki będzie popyt krajowy.

Dr Jakub Borowski

Czy prognozy wzrostu PKB w całym 2024 roku o około 3 proc., które dominują wśród ekonomistów, pozostają aktualne?

Z naszej perspektywy są jeszcze bardziej aktualne niż były. Nasza prognoza wzrostu PKB na I kwartał wynosiła 1,2 proc. rok do roku. Wstępny szacunek GUS sugeruje więc, że istnieje ryzyko, że nasza średnioroczna prognoza na poziomie 2,8 proc. jest zbyt niska. Wchodzimy w fazę ożywienia. Jej początek związany jest wyraźnym spadkiem inflacji, który dokonał się w warunkach szybkiego wzrostu płac i napiętego rynku pracy. To powoduje przyspieszenie wzrostu konsumpcji i na razie to on pcha wzrost PKB. Ale w kolejnych kwartałach do ożywienia przyczyni się także eksport, bo spodziewamy się poprawy w przetwórstwie przemysłowym naszych głównych partnerów handlowych. W przyszłym roku oczekujemy zaś boomu inwestycyjnego związanego z napływem funduszy z UE, w tym z realizacją KPO. Można powiedzieć, że biorąc pod uwagę sytuację geopolityczną i liczne zagrożenia dla wzrostu polskiej gospodarki, które z tego wynikają, Polska jest w dość dobrej sytuacji. Mamy swego rodzaju polisę ubezpieczeniową na wypadek zewnętrznych zawirowań, bo głównym czynnikiem wzrostu polskiej gospodarki będzie popyt krajowy.

Powiedział pan, że należy spodziewać się przyspieszenia inflacji. Do niedawna w tej kwestii panowała duża niepewność w związku z tym, że nie były znane plany rządu w odniesieniu do cen nośników energii. Czy dzisiaj, gdy projekt odmrażania tych cen jest już znany, ścieżka inflacji w kolejnych kwartałach jest już mniej więcej wytyczona?

Jesteśmy ciągle w trakcie procesu legislacyjnego, nie wiemy, co się z niego ostatecznie wyłoni, ani co z tą ustawą zrobi prezydent. Ale jest raczej oczywiste, że czeka nas wzrost cen nośników energii, w szczególności prądu. Na razie nasz scenariusz bazowy jest taki, że ceny prądu w II połowie roku wzrosną o 15 proc., ceny gazu będą stabilne, a ceny ciepła będą rosły stopniowo. Inflacja będzie jednak przyspieszała już w najbliższych miesiącach w związku z rozłożonymi w czasie efektami podwyżki stawki VAT na żywność. Jednocześnie inflacja bazowa (bez cen energii i żywności) powinna jeszcze trochę spaść i ustabilizować się powyżej 3 proc. rocznie. Jeżeli to wszystko połączymy, wychodzi nam, że inflacja zarówno w III, jak i w IV kwartale wyniesie 3,9 proc. Z zastrzeżeniem, że to jest prognoza formułowana przy założeniu, że nie wzrosną mocno opłaty dystrybucyjne energii elektrycznej. Z drugiej strony, jest możliwe, że zmaleją ceny gazu, podczas gdy my zakładamy ich stabilizację. Tak czy inaczej, wychodzi z tego inflacja w okolicy 4 proc. w II połowie roku, czyli sporo powyżej tego, co pokazywała marcowa projekcja inflacji NBP.

Ma pan na myśli jeden z dwóch scenariuszy, które zaprezentowano w projekcji: ten, w którym rząd utrzymuje tarczę antyinflacyjną w tym i w kolejnych latach. Drugi scenariusz zakładał jednorazowe, całkowite wygaszenie tej tarczy i wskazywał na wzrost inflacji na koniec roku powyżej 8 proc. Wygląda na to, że realizuje się jakiś scenariusz pośredni. Jak w tych warunkach będzie wyglądała polityka pieniężna? Prezes NBP Adam Glapiński na konferencji prasowej po majowym posiedzeniu powiedział, że w jego ocenie dyskusja o obniżkach stóp procentowych rozpocznie się na początku 2025 r. Najbardziej prawdopodobny scenariusz do stabilizacja tych stóp co najmniej do końca roku?

To jest nasz bazowy scenariusz. Ale dostrzegam rosnące ryzyko podwyżek stóp procentowych, a w zasadzie jednej, sygnalizacyjnej podwyżki, którą NBP zaakcentowałby swoją determinację w dążeniu do celu inflacyjnego, zaakcentowałby zaniepokojenie wzrostem oczekiwań inflacyjnych. Proszę zauważyć, że w I kwartale inflacja była niższa niż spodziewał się NBP. Jeśli w II połowie roku przekroczy 4 proc., to NBP będzie miał do czynienia z wyraźnie przyspieszającą inflacją. Lipcowa projekcja NBP pokaże zaś prawdopodobnie szybszy wzrost płac niż projekcja marcowa, a także nasilające się ożywienie w gospodarce. To nie będzie środowisko, które pozwoli myśleć o obniżkach stóp procentowych. Nawet stabilizacja stóp procentowych może być dla RPP trudna do uzasadnienia. Wprawdzie inflacja wzrośnie głównie z powodu oddziaływania czynników podażowych, na które bank centralny co do zasady nie powinien reagować, ale w warunkach bardzo szybkiego wzrostu płac i przyspieszającej konsumpcji, nawet taki wzrost inflacji może podsycać oczekiwania inflacyjne i utrudniać osiągnięcie celu NBP w dłuższej perspektywie, Dlatego uważam, że prawdopodobieństwo, że RPP podniesie stopy w drugiej połowie roku, wyraźnie wzrosło, choć jeszcze nie na tyle, abym uznał to za scenariusz bazowy. Czekam przede wszystkim na to, co wyłoni się z tych prac parlamentarnych dotyczących cen energii.

Jeszcze kilka miesięcy temu ekonomiści w większości oczekiwali, że RPP obniży stopy procentowe pod koniec br. Ten scenariusz opierał się na założeniu, że jeśli w Polsce stopy pozostaną stabilne, a inne banki centralne będą je obniżały, to nadmiernie umocni się złoty. Jednocześnie szybki wzrost płac w tym roku jest pod wpływem decyzji administracyjnych, które w przyszłym roku zapewne się nie powtórzą. Jest więc możliwe, że przyspieszeniu wzrostu PKB będzie towarzyszył wolniejszy wzrost płac. Te argumenty straciły aktualność?

Mnie one nie przekonują. W USA perspektywa obniżek stóp procentowych odsunęła się w czasie względem oczekiwań z początku br. Jeśli chodzi o wzrost płac, to on zapewne będzie spowalniał, tylko nie jest jasne, jak bardzo. Wzrost inflacji w II połowie br. będzie nasilał presję płacową, a do tego jesteśmy wciąż w cyklu wyborczym. Na 2025 r. zaplanowane są wybory prezydenckie. Moim zdaniem rząd, jeżeli chodzi o politykę płacy minimalnej czy skalę podwyżek w sferze budżetowej, nie pójdzie takim wariantem ascetycznym. To wszystko moim zdaniem stworzy środowisko, w którym RPP będzie myślała o jednej podwyżce stóp procentowych. 

Według wstępnych danych GUS, PKB Polski w I kwartale br. zwiększył się realnie o 1,9 proc. rok do roku po zwyżce o 1 proc. w IV kwartale ub.r. To wprawdzie wynik zbieżny z ostatnimi szacunkami ekonomistów, ale u progu I kwartału przeciętne prognozy wskazywały na to, że wzrost przyspieszy do 2,5 proc. I były formułowane przy założeniu, że inflacja będzie wyższa a wzrost płac niższy niż były w rzeczywistości. Dlaczego ożywienie w polskiej okazało się słabsze, choć warunki do odbicia konsumpcji były lepsze? 

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Panel ekonomistów
Rząd marnuje szansę na naprawę podatku Belki
Panel ekonomistów
Ekonomiści: Euro nie sparaliżowałoby polskiej gospodarki
Panel ekonomistów
Euro w Polsce. Czy prezes NBP ma rację? Zapytaliśmy ekspertów
Panel ekonomistów
Trampolina do sukcesu: członkostwo w UE jest motorem rozwoju gospodarki
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Panel ekonomistów
Większe wydatki na rolnictwo? Ekonomiści: nie tędy droga.