PKB Polski rośnie tak szybko, bo mamy własną walutę – mówił w piątek na konferencji prasowej po majowym posiedzeniu RPP prezes NBP Adam Glapiński. Odnosił się do tego, że w porównaniu z IV kwartałem 2019 r., czyli okresem tuż sprzed pandemii Covid-19, polski PKB zwiększył się realnie (czyli licząc w cenach stałych) o 10 proc., podczas gdy PKB strefy euro zwiększył się o około 3 proc. – Czy przyjęcie euro spowodowałoby kataklizm? Nie. Ale tym, co stracimy, będzie tempo wzrostu. Ono upodobni się do tempa wzrostu w krajach bogatszych, czyli 1–2 proc. rocznie – dodał.
O konsekwencjach ewentualnego wprowadzenia w Polsce euro prezes NBP mówi na konferencjach regularnie. W marcu Adam Glapiński oświadczył, że dyskutowanie o przyjęciu euro w Polsce już teraz jest działaniem na szkodę Polski. Pokazywał wówczas wykres, który sugeruje, że od momentu wejścia do UE w 2004 r. do dzisiaj produkt krajowy brutto Polski wzrósł znacznie bardziej niż tych państw naszego regionu, które przyjęły później euro, o samej strefie euro nie wspominając. W piątek, wracając do tego wątku, prezes NBP mówił o „polskim cudzie gospodarczym”, którego fundamentem jest właśnie własna waluta.
Kwestia horyzontu
Czy prezes NBP ma rację, gdy twierdzi, że będąc w strefie euro, Polska rozwijałaby się wolniej? W ostatnich latach kilkakrotnie pytaliśmy o to uczestników panelu ekonomistów „Rzeczpospolitej” – ostatnio na przełomie kwietnia i maja w ankiecie dotyczącej bilansu członkostwa Polski w UE. Choć nie powtórzyliśmy dokładnie pytania, które zadawaliśmy wcześniej, odpowiedzi sugerują, że ekonomiści są nieco mniej entuzjastyczni w ocenie skutków ewentualnego wprowadzenia w Polsce euro niż wcześniej.
Tym razem przedstawiliśmy uczestnikom panelu do oceny następującą tezę: „Polska odnosiłaby większe korzyści z członkostwa w UE, gdyby przyjęła euro”. Zgodziło się z nią 50 proc. spośród 36 ankietowanych naukowców, ale zaledwie 8 proc. zgodziło się zdecydowanie. Sprzeciw wobec tej tezy wyraziło 25 proc. uczestników sondy, ale głosów zdecydowanego sprzeciwu nie było. Pozostałych 25 proc. ekonomistów ma do euro stosunek ambiwalentny.