PKB Polski rośnie tak szybko, bo mamy własną walutę - oświadczył na konferencji prasowej po majowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej prezes NBP Adam Glapiński. Odnosił się do tego, że od końca 2019 r., czyli okresu tuż przed wybuchem pandemii Covid-19, która zapoczątkowała serię szoków, z którymi mierzyła się światowa gospodarka, produkt krajowy brutto Polski zwiększył się realnie o 10 proc. To jeden z najlepszych wyników w Europie.
O korzyściach, jakie daje nam złoty, prezes Glapiński mówi regularnie, przy okazji demonizując euro. Jak twierdził w marcu, wprowadzenie w Polsce euro już teraz sprawiłoby, że wzrost gospodarczy, który dziś jest kilkakrotnie szybszy niż w strefie euro, zwolniłby do takiego samego tempa co tam. – Przestalibyśmy te zamożne kraje gonić, pozostalibyśmy na zawsze krajem biedniejszym, peryferyjnym – przekonywał.
- Dyskutowanie o przyjęciu euro w Polsce już teraz jest działaniem na szkodę Polski. Ta dyskusja będzie miała sens, gdy będziemy na dzisiejszym poziomie rozwoju Wielkiej Brytanii i Francji, czyli za 8-10 lat – mówił prezes NBP.
Ekonomiści w większości awersji prezesa do euro nie podzielają. Pod koniec 2022 r. ponad 60 proc. spośród 34 naukowców, którzy wzięli udział w naszej sondzie, zgodziło się z tezą, że „przystąpienie do strefy euro przyspieszy – ceteris paribus – tempo wzrostu gospodarczego Polski”, a nie zahamuje, jak twierdzi Adam Glapiński.
Z okazji 20. rocznicy przystąpienia Polski do UE, która przypadła na początek maja br., uczestników panelu ekonomistów „Rzeczpospolitej” zapytaliśmy o to, czy przyjęcie euro (dawniej bądź w przyszłości) zwiększyłoby korzyści, jakie odnosimy z członkostwa w Unii. Pozytywnej odpowiedzi udzieliła połowa z 36 respondentów, ale nieliczni mają co do tego silne przekonanie.