Za wschodnią granicą Polski toczy się wojna, inflacja jest najwyższa od ponad ćwierćwiecza, a mimo to wzrost PKB Polski w mijającym roku prawdopodobnie sięgnął około 4,5 proc. Najbliższy rok, 2023, ma być pod tym względem gorszy, ale niewiele jest prognoz spadku PKB. Co więcej, rynek pracy jest rozgrzany. Z perspektywy większości gospodarstw domowych trudno byłoby mówić o kryzysie. To się może zmienić? Co czeka polską gospodarkę w najbliższych kwartałach?
Spowolnienie wzrostu gospodarczego wydaje się przesądzone. Nie będzie to zresztą zjawisko ograniczone do Polski. Spowolnienie jest oczekiwane na całym świecie, stąd zresztą ostatnia przecena surowców i wszystkiego, co wiąże się z intensywnością handlu. Widać na przykład normalizację cen frachtu. W Europie hamowanie jest trudne do uniknięcia ze względu na problemy z gazem - dostępem do tego surowca i jego ceną. Warto pamiętać, że choć w tym roku stopniowo ograniczaliśmy import paliw kopalnych z Rosji, to w 2023 r. będziemy musieli radzić sobie bez nich przez 12 miesięcy. W tym roku przejęliśmy część produkcji, która normalnie trafiłaby do Azji, oferując wyższe ceny. W przyszłym roku to może nie wystarczyć. Może więc powrócić problem nie tylko wysokich cen gazu, ale też jego niedoboru. Firmy będą musiały ograniczać jego wykorzystanie, a to wymaga inwestycji, które trzeba prowadzić w warunkach dużej niepewności co do tego, w jakim kierunku iść. Nie można więc powiedzieć, że turbulencje są już za nami.
Apogeum szoku energetycznego będzie nie obecna zima, tylko kolejna?
Nie wiem, czy można mówić o apogeum. Ten szok jest po prostu rozłożony na dłuższy czas, jest w pewnym sensie chroniczny. To nie jest problem porównywalny do lockdownów z okresu pandemii Covid-19, gdy po odmrożeniu gospodarki można było spodziewać się szybkiego powrotu do normalności. Teraz czeka nas dłuższy okres dostosowywania się do nowych realiów, czego częścią może być istotna zmiana struktury naszej – europejskiej - gospodarki.
Czytaj więcej
Bez pieniędzy z Unii Europejskiej Węgry znalazły się w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Wcześniej Bruksela zamroziła wypłatę 22 mld euro z powodu obaw o praworządność w tym kraju.
To ma istotne implikacje dla polityki gospodarczej. Gdy rząd uznaje, że należy zamrozić ceny energii elektrycznej albo gazu dla gospodarstw domowych, musi liczyć się z tym, że koszty tej polityki będzie musiał dźwigać przez dłuższy czas. To przemawia za ostrożnością w korzystaniu z narzędzi antykryzysowych?
Tak, tym bardziej, że krótkookresowo inflacja rządowi pomaga w tym sensie, że zmniejsza ciężar starego długu. Rosną wprawdzie koszty obsługi obligacji pochodzących z nowych emisji, ale ich udział w całkowitym zadłużeniu jest na razie mały. Rząd zwleka też z podwyżkami płac w sektorze publicznym, niektórymi inwestycjami i indeksacją części świadczeń, co ogranicza wzrost wydatków państwa. Ale koszty inflacji dla budżetu prędzej czy później się ujawnią. W końcu wynagrodzenia w budżetówce, wydatki na zdrowie czy świadczenia pomocy społecznej będzie trzeba dostosować do warunków w całej gospodarce, a koszty obsługi długu wzrosną. Z perspektywy firm i gospodarstw domowych najtrudniejsze mogą być lata 2022-2023, a z perspektywy rządu problemy pojawią się później.
Ostatnie lata to okres ogromnego rozchwiania PKB: w 2020 r. mieliśmy spadek tej miary aktywności w gospodarce, potem solidne odbicie, wynikające z niskiej bazy odniesienia, a w tym roku pojawił się tzw. efekt przeniesienia. Wzrost PKB rok do roku jest wysoki ze względu na udany przełom 2021 i 2022 r. Z kolei w 2023 r. ten wzrost będzie już niemrawy, bliski zera, choć gospodarka nie będzie w gorszej kondycji niż przez większą część 2022 r. PKB nie jest dobrym wskaźnikiem rozwoju gospodarki?
Krótkofalowo nie jest, ale długofalowo to jest wciąż dobra miara poziomu rozwoju w szerokim sensie. PKB jest mocno skorelowany z wieloma wskaźnikami jakości życia, dobrobytu. Kraje o wyższym poziomie PKB per capita co do zasady są bardziej zaawansowane technologicznie, bezpieczniejsze, mają lepsze środowisko naturalne, ich mieszkańcy dłużej żyją, mają większe mieszkania i krócej pracują a zarazem osiągają większe sukcesy w nauce, kulturze, a nawet w sporcie.