Prezes NBP Adam Glapiński twierdzi, że pod względem poziomu rozwoju gospodarczego Polska za trzy lata dogoni Hiszpanię, za pięć lat Włochy, a za osiem lat Francję. Czy wyniki tego pościgu na pewno są już przesądzone? A może powinniśmy naszą rozmowę zacząć od pytania, czy w ogóle dogonimy te kraje zachodniej Europy?
Już od kilkunastu lat, a ostatnio w mojej książce „Europejski lider wzrostu”, zwracałem uwagę, że do końca bieżącej dekady możemy dogonić część mniej rozwiniętych krajów Zachodu. I tak się stało. Grecję i Portugalię już wyprzedziliśmy. Do końca dekady powinno nam udać się dogonić również Hiszpanię. To by oznaczało powrót do historycznego poziomu relatywnego rozwoju, bo przez kilka stuleci przed II wojną światową Polska była mniej więcej na takim samym niskim poziomie rozwoju co Hiszpania. Klin między Polskę a Hiszpanię wbiły dopiero wojna i potem PRL, szczególnie w latach 1960–1989, ale od lat 90. XX w. nadrabiamy zaległości. O ile nie popełnimy żadnych katastrofalnych błędów, o tyle ten proces będzie trwał, aż Hiszpanię dogonimy, pewnie do końca dekady.
W wypowiedzi prezesa NBP uwagę przyciągnęła przede wszystkim perspektywa dogonienia Francji w ciągu niespełna dekady. To realne?
Mam co do tego wątpliwości. Obawiam się, że bez zmiany instytucji i kultury oraz ogromnych inwestycji w siebie nie będziemy w stanie dołączyć do bardzo wąskiej grupy państw w Europie i na świecie, które nie tylko są bogate, ale też odpowiadają za gros światowego postępu technologicznego i cywilizacyjnego. W tym rdzeniu jest może dziesięć państw, m.in. USA, Niemcy, Japonia, Korea Płd., Szwecja i właśnie Francja. Nawet czysto arytmetycznie Francję ciężko będzie dogonić. Obecnie poziom PKB per capita – z zachowaniem parytetu siły nabywczej – w Polsce to około 77 proc. poziomu Francji. Gdyby tak liczony PKB rósł w Polsce o 3 proc. rocznie, a we Francji o połowę wolniej, to i tak potrzebowalibyśmy jeszcze co najmniej jednego pokolenia, aby Francję dogonić. Do końca dekady to niemożliwe. Ale nawet dogonienie tego kraju nie gwarantowałoby nam przynależności do rdzenia, co pokazuje przypadek Hiszpanii. To kraj, który kilkanaście lat temu dogonił średni poziom dochodu w UE, ale potem znalazł się w stagnacji i relatywnie cofnął się w rozwoju. Teraz jest na poziomie tylko 83 procent średniego dochodu w Unii. Polsce też będzie grozić takie ryzyko stagnacji, chociaż raczej dopiero po 2030 r.
A co z Włochami?