Ostatecznie, jak ustalili analitycy z Credit Agricole, różnice w skali wzrostu cen żywności w niemal 70 proc. wyjaśnić można trzema czynnikami. Jednym z nich jest wyjściowy poziom cen w krajach UE. Na ogół jest on wyższy w zamożniejszych krajach, co odzwierciedla wyższe koszty produkcji i dystrybucji. To zaś oznacza, że udział surowców rolnych w cenie końcowej artykułów żywnościowych jest w tych państwach mniejszy. Drugi z istotnych czynników, który dobrze tłumaczy skokowe podwyżki cen w krajach bałtyckich, to udział importu z Białorusi i Rosji w całkowitym imporcie żywności. Trzecim jest zachowanie nominalnego efektywnego kursu walutowego (tzn. liczonego względem walut państw partnerów handlowych). – Im silniejsza deprecjacja nominalnego efektywnego kursu walutowego, tym większy wzrost cen żywności. W grupie analizowanych krajów jedną z najsilniejszych deprecjacji waluty odnotowano w przypadku Węgier, co w istotnym stopniu tłumaczy, dlaczego kraj ten doświadczył największego wzrostu cen żywności – przekonują analitycy z CA BP.
Zewnętrzne szoki
Polska również doświadczyła w minionych latach wyraźnego osłabienia złotego. Pod względem skali deprecjacji waluty wyprzedziły nas tylko Węgry. – Szacujemy, że deprecjacja nominalnego efektywnego kursu walutowego odpowiadała w Polsce za ok. 7,6 pkt proc. wzrostu cen żywności w analizowanym okresie, czyli za ok. 20 proc. całego wzrostu – konkludują autorzy analizy. I oceniają, że czynnikiem zwiększającym presję na deprecjację złotego po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę była zbyt mała skala podwyżek stóp procentowych w Polsce. To oznacza, że NBP nie zrobił wszystkiego, co mógł, aby ograniczyć wzrost cen konsumpcyjnych.
Ten wniosek nie jest zaskoczeniem dla dr Wojciecha Paczosa z Uniwersytetu w Cardiff, który również jest stałym uczestnikiem panelu ekonomistów "Rzeczpospolitej". – NBP w końcu sam przyznał, że ten baner z wakacji był dezinformacją. Na swoim następnym banerze głosi, że dzięki jego działaniom inflacja spada. I tutaj ma rację, bo faktycznie NBP ma wpływ na inflację! – zauważa ekonomista, członek grupy eksperckiej Dobrobyt na Pokolenia. Jak przyznaje, Rada Polityki Pieniężnej nie miała wpływu na niektóre szoki, które zapoczątkowały wzrost cen w Polsce. – Ale banki centralne w ogóle rzadko „wywołują” inflację. Zwykle jej źródłem są zewnętrzne szoki. Zadaniem banku centralnego jest nie dopuścić do tego, aby te szoki się rozlały, a inflacja się utrwaliła. To się, niestety, nie udało w Polsce. Szoki zewnętrzne w mojej ocenie tłumaczą około 10 pkt proc. z inflacji, która w szczycie zbliżała się do 20 proc. Reszta to błędy NBP – tłumaczy.
Te błędy często miały charakter komunikacyjny, co zresztą przyznają niektórzy aktualni i byli członkowie RPP. – Efektywność kanału transmisji stopy procentowej jest osłabiana przez niedowartościowanie polskiej waluty. Jest to po części skutek ruchów na parze dolar/euro, ale po części efekt sygnalizowania przez Radę preferencji dla słabego złotego poprzez możliwość prowadzenia interwencji walutowych – pisali na łamach „Rz” w styczniu 2022 r. profesorowie Eugeniusz Gatnar i Łukasz Hardt, podsumowując swoje kadencje w RPP. Według nich Rada powinna była rozpocząć cykl podwyżek stóp procentowych wcześniej niż w październiku 2021 r. i zaniechać komunikatów osłabiających złotego.
W ostatnich miesiącach RPP podkreślała, że uważa umocnienie złotego za pożądane i uzasadnione kondycją gospodarki, ale wrześniową, zaskakującą obniżką stóp procentowych zatrzymała aprecjację polskiej waluty.
Dr Łukasz Rachel, wykładowca ekonomii na University College London (UCL), członek grupy eksperckiej Dobrobyt na Pokolenia
Część z inflacji w ostatnich dwóch latach była efektem czynników zewnętrznych, ale duża część była spowodowana przegrzaniem gospodarki i zbyt luźną jak na to polityką pieniężną i fiskalną, za co odpowiedzialni są rządzący i bank centralny. W miarę upływu czasu czynniki zewnętrzne odpadają i dziś już na pewno nie są najbardziej istotne. Ostatnie obniżki stóp w krótkim okresie przełożą się na słabszego złotego i wzrost cen importu, a w dłuższym na wyższą inflację generowaną w gospodarce krajowej. Innymi słowy, rząd i NBP są odpowiedzialni nie tylko za inflację, która już była, ale też za tą, która jest przed nami.