Przyjęta niedawno przez rząd Strategia Zarządzania Długiem Sektora Finansów Publicznych na lata 2024–2027 zakłada, że zadłużenie instytucji rządowych i samorządowych zwiększy się z około 49 proc. PKB w br. do 53,9 proc. w 2024 r. i 58,7 proc. w 2027 r. Czy to jest dobra miara tego, ile kosztowała będzie realizacja programu Zjednoczonej Prawicy?
Wydaje mi się, że w pewnym stopniu tak. Wprawdzie będziemy mierzyli się z pewnymi długoterminowymi wyzwaniami, które prawdopodobnie będą podnosiły ścieżkę długu, ale to jest dalsza perspektywa. Zakładając, że PiS nie planuje zwiększania podatków, i przyjmując, że prognozy wzrostu nominalnego PKB są realistyczne, ta ścieżka długu w stosunku do PKB stanowi obraz tego, ile rząd zamierza dodatkowo wydawać. Ten obraz zaciemnia trochę inflacja i wyższe stopy procentowe. Nieoczekiwana inflacja w ostatnich latach była jak nowy podatek, który redukował zadłużenie. Ale jeśli inflacja będzie wysoka przez dłuższy czas, to inwestorzy kupujący polskie obligacje uwzględnią to w wyższych rentownościach. A ponieważ wyższa inflacja jest też z reguły bardziej zmienna, dodatkowo wzrośnie premia za ryzyko wliczona w rentowności. W takich warunkach koszty obsługi długu będą wyższe, zwiększając – przy innych warunkach nie zmienionych – zadłużenie. Ale wątpię, żeby to było w pełni wliczone w projekcje.
Czy taki wzrost zadłużenia powinien niepokoić wyborców, nawet jeśli podobają im się postulaty PiS-u, które do tego doprowadzą?
Polska ma wciąż stosunkowo niski poziom długu w relacji do PKB: niższy niż średnio w krajach UE i OECD. Zdarzało się nam, np. po globalnym kryzysie finansowym z lat 2008–2009, że dług był wyższy. Sam poziom długu tu i teraz nie spędza mi więc snu z powiek, wiarygodność państwa jako kredytobiorcy nie jest zagrożona. Tak to zresztą oceniają agencje ratingowe, a nawet Komisja Europejska. Natomiast szybki wzrost długu w najbliższych latach może niepokoić głównie ze względu na kontekst makroekonomiczny. Kluczową rolę odgrywa tutaj wysoka inflacja i niskie bezrobocie. W takich warunkach polityka fiskalna powinna być odpowiednio restrykcyjna, a dług publiczny nie powinien rosnąć. Polityka makroekonomiczna powinna wygładzać koniunkturę, a nie wprowadzać ją w coraz większe rozedrganie. Należałoby zachować przestrzeń do zwiększania długu na wypadek szoków ekonomicznych.
Z kilkoma szokami mamy właśnie do czynienia. Pandemia uświadomiła nam, jak niedofinansowana jest służba zdrowia. Sytuacja geopolityczna wymusiła z kolei większe wydatki na zbrojenia i transformację energetyczną. Na to nakłada się jeszcze starzenie się ludności. Być może to tłumaczy, dlaczego program każdej właściwie partii prowadziłby do wzrostu zadłużenia. Co więcej, jeśli kierować się szacunkami FOR, to program Zjednoczonej Prawicy wcale nie jest najbardziej kosztowny. Jeszcze więcej kosztowałaby realizacja obietnic Lewicy, Konfederacji i Trzeciej Drogi. Może znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że dług publiczny w Polsce musi rosnąć?