Według szacunków Ministerstwa Finansów przekazanych Komisji Europejskiej, w tym roku deficyt sektora finansów publicznych wyniesie 5,6 proc. PKB, najwięcej od 2010 r. W kolejnym roku, jak zapisano w projekcie ustawy budżetowej, ma zmaleć do 4,5 proc. PKB, ale wielu ekonomistów uważa, że jest to przykład myślenia życzeniowego. W projekcie brakuje bowiem części wydatków, które zaplanował obecny rząd. To postawi w trudnej sytuacji nowy gabinet, który chciałby dołożyć kolejne wydatki, choćby podwyższając płace dla nauczycieli, ale też obniżyć podatki – np. podwajając kwotę wolną od PIT. Odstąpienie od tych obietnic oznaczałoby prawdopodobnie szybką utratę jego wiarygodności.
Z naszej sondy wśród uczestników panelu ekonomistów „Rzeczpospolitej” wynika jednak, że dylemat, przed którym stanie nowy rząd, nie jest tak duży, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Choć na dłuższą metę deficyt sektora finansów publicznych będzie nie do utrzymania, potrzeba jego ograniczenia nie jest paląca. W krótkim okresie rząd będzie mógł się skoncentrować na racjonalizacji wydatków publicznych i podatków. – Prawdziwy stan finansów państwa nie jest jeszcze dokładnie znany. Okazać się może, że w pierwszym roku konieczne będzie zwiększenie, a nie zmniejszenie deficytu sektora finansów publicznych. W szczególności konieczne jest odmrożenie płac w sektorze budżetowym, zdecydowane zwiększenie nakładów na sektor edukacji i szkolnictwa wyższego oraz sektor ochrony zdrowia w celu natychmiastowej ich reanimacji – mówi prof. Andrzej Cieślik z Wydziału Nauk Ekonomicznych UW.
Czytaj więcej
PiS zostawia następcom państwo hojnie rozdające pieniądze, zwłaszcza swoim. Nowy rząd będzie musiał ciąć wydatki. Byle nie czynił tego na ślepo.
Stać nas na rozwój
Z tezą, że priorytetem dla nowego rządu na 2024 r. będzie zmniejszenie deficytu relatywnie do zapisanych w projekcie ustawy budżetowej 4,5 proc. PKB, zgodziło się 41 proc. spośród 34 uczestników naszej sondy. Odrzuciło ją nieco ponad 47 proc. ankietowanych.