Według najnowszych dostępnych danych Eurostatu, tzw. luka płacowa ze względu na płeć, czyli różnica między godzinowymi płacami kobiet i mężczyzn, wynosiła w Polsce w 2021 r. zaledwie 4,5 proc. Średnio w Unii Europejskiej kobiety zarabiały o 12,7 proc. mniej niż mężczyźni, więc na tym tle Polska prezentowała się jako kraj bardzo egalitarny. Lepszym wynikiem mogły się poszczycić tylko trzy kraje: Słowenia, Rumunia i Luksemburg.
Powyższe dane, które w listopadzie ub.r. z entuzjazmem przywoływała była minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg, są jednak mylące. Dotyczą tzw. surowej luki płacowej, która nie uwzględnia różnic w strukturze zatrudnienia kobiet i mężczyzn. Badacze nierówności na rynku pracy wolą posługiwać się danymi dotyczącymi luki skorygowanej, tzn. takiej, która uwzględnia istotne dla wynagrodzeń cechy pracowników (np. wiek, zawód, doświadczenie, wykształcenie, sytuacja rodzinna) i cechy miejsca pracy (stanowisko, sektor, forma zatrudnienia, typ i wielkość pracodawcy). Tak liczona różnica w poziomie płac mężczyzn i kobiet wynosi w Polsce, według różnych szacunków, od 12 do nawet 20 proc.
Niektórzy badacze idą dalej i wskazują, że najlepszą miarą nierówności między płciami na rynku pracy jest luka dochodowa, która uwzględnia również różnice w poziomie aktywności zawodowej między kobietami i mężczyznami, a także różnice w dochodach innych niż płace (np. z działalności gospodarczej albo emerytur). Z opublikowanego w ub.r. artykułu Pawła Bukowskiego, Pawła Chrostka, Filipa Novokmeta i Marka Skawińskiego wynika, że tak mierzona luka sięgała w 2018 r. około 34 proc. i w poprzednich kilku latach miała tendencje do wzrostu.
Kara za macierzyństwo
Ostatnie dostępne dane Eurostatu, dotyczące 2018 r., wskazywały, że skorygowana luka płacowa wynosiła w Polsce 12,2 proc. przy średniej unijnej na poziomie 11,2 proc. W tym samym badaniu surowa luka nad Wisłą wynosiła 8,5 proc. przy średniej unijnej na poziomie 14,4 proc.